Kubuś Żelechowski , 4 latkaPowiedziano mi, że mózg mojego synka umiera... Dla Kubusia jednak jest szansa!Dowiedziałam się, że mózg mojego synka będzie stopniowo umierał, gdy tuliłam go w ramionach niedługo po jego narodzinach. To był szok, jakby ktoś mi wyrwał serce… Patrzyłam na Kubusia i nie mogłam uwierzyć, jak straszna przyszłość go czeka, choć nikt nie umiał powiedzieć, co będzie dalej. Wszyscy jednak wiedzieli, że będzie coraz gorzej…Dzięki wsparciu setek osób o wielkich sercach po latach rozpaczy pojawiła się nadzieja - wyjechaliśmy z synkiem do Bangkoku na przeszczep komórek macierzystych. To była szansa, na którą czekaliśmy. Już widać pierwsze efekty terapii - poprawił się wzrok, zmniejszyło napięcie, Kubuś jest bardziej komunikatywny. Radość trudna do opisania! Właśnie dlatego tak bardzo pragnę, by mój synek mógł ponownie wrócić do Bangkoku na kolejne podania, które pozwolą mu osiągnąć jeszcze więcej! Jednak znowu pojawia się bariera finansowa, dlatego z całego serca proszę - poznaj historię Kubusia i jeśli tylko możesz - pomoż.Rozmiękanie istoty białej mózgu i niedokrwienie mózgu — diagnoza, która usłyszałam po urodzeniu Kubusia, wywróciła świat do góry nogami. Przecież miałam go w ramionach, wyglądał tak pięknie, zdrowo! Jednak nie oszukam rzeczywistości. Ciężkie niedotlenienie i choroba, która jest tego skutkiem, już na zawsze będzie z nami...W pierwszych chwilach życia lekarze postawili Kubusiowi straszną diagnozę. Kiedy patrzyłam na mojego malutkiego synka, nic nie wskazywało, że coś jest nie tak... Słowa lekarzy nie były jednak pomyłką, choć bardzo się o to modliłam. Wiedziałam, że nie mogę się załamać, że muszę walczyć o moje dziecko. Nic innego mi nie pozostało…Kubuś skończył dwa latka. Widać, że różni się od innych dzieci, że choroba postępuje. W 8 miesiącu życia pojawiła się epilepsja, a ostateczna diagnoza lekarzy brzmi: Mózgowe Porażenie Dziecięce — zespół dyskinetyczny. Walczymy intensywną rehabilitacją, która dotąd była jedynym sposobem. Teraz pojawiła się kolejna, którą tak bardzo chcemy wykorzystać!Żaden lekarz nie jest w stanie powiedzieć, jakie będą konsekwencje tej strasznej diagnozy. Od początku walczę o to, by Kubuś miał szansę na samodzielność w przyszłości. Długa, intensywna i systematyczna rehabilitacja jest niezbędna. Głównie prywatna, bo ta refundowana to zdecydowanie za mało…Gdy wydawało się, że nie ma ratunku, na nasze drodze pojawiła się nowa nadzieja — terapia komórkami macierzystymi w Bangkoku! Dzięki Wam się udało, pojechaliśmy tam pierwszy raz, a Kubuś zrobił ogromne postępy! Celem mojego życia jest to, by synek był szczęśliwy i jak najbardziej sprawny. To jednak kosztuje fortunę…Pewne jest jedno — musimy robić wszystko, by stale pobudzać jego mózg do pracy. Tutaj zbawienne okazały się komórki macierzyste, które są w stanie odbudować struktury mózgu, zatrzymać chorobę lub nawet cofnąć niektóre jej skutki, o czym już się przekonaliśmy! Terapia w Bangkoku różni się od tej w Polsce — podawane tam komórki nie są zamrożone, są natomiast aplikowane w o wiele większych dawkach i mniejszych odstępach czasowych. Do tego intensywna rehabilitacja, która utrwala efekty.Dzieciństwo Kubusia różni się od tego, które mają zdrowe dzieci. Ciężkie, często bolesne ćwiczenia, czasem łzy i ciągła niepewność przyszłości… Mimo tych wszystkich kłopotów Kubuś jest uśmiechniętym, pogodnym i ślicznym dzieckiem. Gdy ktoś na niego zerknie przez chwilę, nawet nie zauważy, że jest tak bardzo źle. Może los okaże się dla nas łaskawy i Kubuś w przyszłości choć troszkę samodzielny…Gdy na początku zrozpaczona pytałam lekarki, co mam teraz zrobić, odpowiedziała: wszystko, co jest możliwe. Dlatego staram się, jak mogę, by Kubuś wykorzystał wszystkie dostępne możliwości, by zatrzymać chorobę. Sama jednak wiele nie zdziałam, bo wszystko kosztuje. Dziś proszę Cię o pomoc dla mojego synka, wierząc, że w przyszłości sam będzie umiał za wszystko podziękować.Sandra, mama Kubusia________________➡️ Licytując, możesz pomóc Kubusiowi: Licytacje dla Kubusia Żelusia85 966,00 zł(46,45%)Brakuje:99 084,00 złPaulina Babecka, 16 latAby padaczka nie przejęła kontroli nad życiem. Ponownie pomagamy Paulince!Wierzyłam, że ze wszystkim damy sobie radę. Wierzyłam, że choroba nie podporządkuje sobie każdego naszego dnia. Trzymałam się nadziei, tak mocno, że niemal nie dopuszczałam do siebie myśli, że coś może pójść nie tak. Niestety, każdego dnia było coraz trudniej, stan Paulinki się pogarszał, a nadzieja, która jeszcze do niedawna była tak silna, malała...Moja córeczka przyszła na świat z zespołem Downa. Niemal od początku wydawało mi się, że dokładnie wiem, z czym przyszło mi się zmierzyć. Kocham Paulinkę tak bardzo, że myślałam, że to uczucie pomoże nam pokonać niemal wszelkie przeszkody. Dziś wiem, że nawet największa miłość jej nie uleczy...Do tej pory mam w pamięci te chwile, które były naprawdę dobre, te, których nie zdołała zniszczyć choroba. Gdy moja córeczka skończyła roczek, lekarze zdiagnozowali u niej padaczkę lekooporną. Mimo że Paulinka jest już nastolatką, nie mówi i nie chodzi. Jest całkowicie zależna od mojej pomocy.Heroiczna walka o córkę toczy się każdego dnia, a ja codziennie staję na ringu walki z losem, który tak brutalnie ją potraktował. Chciałabym móc coś zmienić, sprawić, by było jej łatwiej, by po prostu mogła być szczęśliwym dzieckiem, jednak bezsilność coraz bardziej odbiera mi siły... Staram się zaspokoić potrzeby mojej Paulinki, ale finansowo przestaję już sobie radzić. Proszę, pomóż mi, pomóż mojej córeczce wyjechać na turnus rehabilitacyjny. To one dają światełko nadziei, które nigdy nie zgaśnie...Alina, mama Paulinki3 927,00 zł(46,14%)Brakuje:4 584,00 złMichał Lubak, 24 lataKiedy los na starcie życia odbiera ci wszystkie marzenia...Pamiętam ten wypadek, jakby to było wczoraj. Uderzenie, trzask pękającego kręgosłupa, a razem z nim mojego złamanego życia. Od tamtej chwili nic już nie jest takie same. Straciłem czucie w rękach, nogach… Cała moja sprawność i samodzielność rozpadła się na miliony drobnych kawałków, niczym pęknięta szyba w samochodzie. Od 8 miesięcy dzięki intensywnej rehabilitacji próbuję ją poskładać na nowo. To jednak kosztuje kosmicznie duże pieniądze…Wszystko to działo się w letni weekend. Od poniedziałku miałem podjąć nową pracę, w październiku czekał na mnie pierwszy rok studiów informatycznych. Życie właśnie rozcierało przede mną czerwony dywan, zapraszając do poznania uroków dorosłości. Nic z tego nie wyszło… Wypadek w ciągu kilku sekund zabrał wszystkie plany, marzenia. Może gdyby wtedy była gorsza pogoda albo gdyby mi się po prostu nie chciało. Dzisiaj to już nie ma znaczenia. Jest brutalna rzeczywistość, do której cały czas próbuję się przestawić.Diagnoza zmiażdżyła moje serce. Lekarze robili wszystko, co mogli zrobić, żeby mnie uratować. Byłem blisko, bardzo blisko przeniesienia się na ten drugi świat. Moi najbliżsi umierali ze strachu, nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. Każdego dnia widzę, jak się martwią i przeżywają równie mocno, próbując wszelkimi sposobami postawić mnie na nogi. Tego długu wdzięczności nie spłacę pewnie nigdy.Litry przelanego potu, ból zesztywniałych mięśni, łzy, które płyną z bezsilności. Ćwiczę 5-6 godzin dziennie, próbując pobudzić organizm do działania. Po 8 miesiącach potrafię już samodzielnie przesiąść się z łóżka na wózek, założyć własnymi rękoma koszulkę. Takie proste rzeczy, a dla mnie to sukces na miarę wejścia na Mont Everest. Muszę dalej ćwiczyć i pracować, nie ma drogi na skróty. Niestety, turnusy opłacane przez NFZ już się skończyły, a dla mojej rodziny jest to ogromny wydatek finansowy. Dlatego proszę o pomoc…Ile z utraconej sprawności jestem w stanie odzyskać? Nie wiadomo. Medycyna nie zna odpowiedzi na to pytanie. Najgorsze, co bym mógł teraz zrobić, to usiąść i użalać się nad swoim losem. Kumple ze szkoły poszli na studia, zamieszkali samodzielnie, umawiają się z dziewczynami, czerpią z życia pełnymi garściami. Ja nie mogę, bo ręce i nogi nie chcą mnie słuchać, choć czasami krzyczę na nie ze złością, ile tylko siły znajdę w gardle. Proszę Cię o szansę, wsparcie. Sam nie dam rady, nic nie mogę zrobić…Michał48 658,00 zł(45,64%)Brakuje:57 944,00 złDaniel Mysliwiec, 4 latka🚨 Wydostać go z koszmaru choroby❗️Musimy uratować Danielka!POMOCY❗️Organizm Danielka atakuje sam siebie! Jego własne przeciwciała niszczą mózg! Choroba zmieniła go nie do poznania... Danielek musi jak najszybciej przejść leczenie! Prosimy o pomoc, by odzyskać naszego synka!Daniel urodził się jako zupełnie zdrowe dziecko... Byliśmy szczęśliwi, że powitaliśmy na świecie tak wspaniałego, pięknego synka. Danielek pięknie się rozwijał, od urodzenia trzymał główkę. Już w drugim tygodniu życia odwzajemniał uśmiech... Na nóżki stanął w wieku 8 miesięcy. Pierwsze słowo ‘mama’ usłyszeliśmy, jak miał 10 miesięcy. Wszyscy dookoła wróżyli, że Daniel na pewno wyrośnie na piękną i mądrą istotę...Niestety, nasze szczęście wkrótce miało się skończyć... Wkrótce miał zacząć się nasz dramat. 2 miesiące po swoich pierwszych urodzinach Daniel zaczął chorować...Synek przebył jednocześnie kilka ciężkich infekcji. Miał zapalenie ucha środkowego, bardzo cierpiał. Lekarze bagatelizowali objawy, leczenie było opóźnione i nieskuteczne. W końcu leczono go aż 4 (!) różnymi antybiotykami... Synek miał tak wysoką gorączkę, że dwukrotnie stracił przytomność. Antybiotyk wdrożono dopiero po 9 dniach...Mimo że infekcję udało się pokonać, zachowanie synka bardzo się zmieniło. Zaczął być nerwowy, drażliwy... Wcześniej przesypiał noce, teraz zaczęły się zaburzenia snu. Był rozdrażniony albo przeciwnie - smutny, apatyczny... Nasz roześmiany Danielek po prostu zniknął... Przestał się interesować światem jak jego zdrowi rówieśnicy... Stale był zmęczony, przerywał zabawę, bo musiał położyć się ze swoją przytulanką i prosił, żebyśmy go przytulili. Stale bolała go głowa.Do tego doszły poważne problemy z poruszaniem. Danielek zaczął cierpieć na zaburzenie równowagi i osłabienie napięcia mięśniowego... Nagle zupełnie zatrzymał się w rozwoju ruchowym. Nie chodził przez rok! Najmniejsza czynność sprawiała mu wielki trud, nie chodził na spacerach, wolał zostaćw domu, nie biegał i się nie wspinał. Przestałwbiegaćpo schodach, mimo że przed chorobą nie sprawiało mu to trudności. Wciąż ledwo wchodzi po schodach... Trzymającsię za poręcze, przesuwa powoli nóżki.Ponad dwa lata szukaliśmy odpowiedzi na to, co się dzieje z naszym dzieckiem... Szereg konsultacji z lekarzami w Polsce i za granicą, niezliczona ilość badań, szukanie rozwiązania na własną rękę i samoedukacja pozwoliły ustalić, co jest naszemu synowi i się nie poddać.Dziś wiemy, że nasze dziecko zachorował na zespół PANS - autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Choroba ta powoduje nieprawidłowe działanie układu odpornościowego. Zamiast walczyć z infekcją, atakuje zdrowe tkanki, wpływając na funkcjonowanie układu nerwowego. Każda mniejsza choroba, infekcja, wirus czy zapalenie odbijają się na naszym synku, pogarszając jego stan...Danielek musi jak najszybciej przejść niezbędne leczenie! Tylko w ten sposób dostanieszansę na prawidłowy rozwój i na normalną przyszłość. Lekarze z Centrum Św. Łukasza w Gdańsku gotowi są pomóc naszemu dziecku.W leczeniu zespołu PANS stosuje się immunoterapię w postaci podawanych dożylnie immunoglobulin. Dzięki nim może dojść do poprawy zdrowia, a czasem nawet do całkowitej remisji!Koszty dotychczasowego leczenia już były znaczne, natomiast koszty terapii immunoglobulinami przekraczają nasze możliwości. Nie mamy wyboru, bez leczenia nasz syn przestanie się rozwijać. Nie będzie mógł normalnie funkcjonować i cieszyć się życiem jak inne dzieci. My, jako rodzice, zrobimy wszystko, by mu to umożliwić i żeby miał jakąś przyszłość.Zwracamy się do was - ludzi dobrej woli, przyjaciół, o pomoc i wsparcie. Tylko dzięki Wam nasz Daniel może mieć szansę na prawidłowy rozwój i być zdrowym! Czas jest niestety naszym wrogiem, terapię musimy rozpocząć jak najszybciej, liczy się niestety każdy dzień. Dlatego prosimy Was o wsparcie i pomoc w powrocie do zdrowia naszego kochanego synka.Aksana i Oleg, rodzice Danielka58 215,00 zł(45,37%)Brakuje:70 083,00 zł13 dni do końcaDawid Trykoszko, 2 latkaDawidek przeżył udar jako 9-miesięczne dziecko❗️Proszę, pomóż mojemu synkowi!Dawid nie ma jeszcze roczku, a już spotkała go ogromna tragedia, której konsekwencją jest dramatyczna walka o jego zdrowie. Znów jestem z synkiem w szpitalu i staram się robić, co mogę, by przywrócić mu szansę na dobre życie... Do tego potrzebuję jednak Twojej pomocy. Jestem tatą tego małego szkraba, nie zostawię go nawet na chwilę. Z całych sił proszę Cię o wsparcie...15 listopada 2021 roku pozostanie datą, której nie zapomnę nigdy... Tego dnia mój ukochany synek trafił do szpitala. Miał wtedy 9 miesięcy... Do tego dnia rozwijał się wspaniale, wszędzie było go pełno, próbował już nawet sam chodzić - stał, trzymając się mebli...W jednym momencie nasza szczęśliwa codzienność została brutalnie przerwana.Dawid niedawno śmiał się, gaworzył, radośnie bawił się zabawkami... W jednym momencie po takim dziecku nie było śladu. Synek leżał z rączką wyciągniętą przed siebie... Nie było z nim kontaktu, całe ciało drżało, jego oczy były rozbiegane na wszystkie strony... Studiowałem kiedyś ratownictwo medyczne. Wiedziałem, co się dzieje i że trzeba natychmiast działać...Dawid przeszedł udar niedokrwienny mózgu. Zdiagnozowano u niego także zapalenie mózgu i rdzenia kręgowego oraz padaczkę. W szpitalu spędził 2,5 miesiąca - najpierw na pediatrii, potem na OIOM-ie... Każdą możliwą chwilę spędzałem przy jego łóżeczku, licząc na to, że kolejny dzień przyniesie poprawę.W lutym Dawidek skończy roczek. Walka o życie odcisnęła na nim ogromne piętno... W zasadzie jest tak, jakby znowu był noworodkiem... Wszystkiego musi uczyć się od początku. Gdy opuszczał szpital, stracił nawet zdolność przełykania... Był karmiony przez PEG-a. Wstawałem co 2 godziny, robiąc mu specjalne kaszki, aby z powrotem nauczył się połykać jedzenie.Połowa jego małego ciała jest sparaliżowana. Synek nie siedzi samodzielnie, nie chodzi, nie raczkuje. Gdy leży, próbuje podnosić główkę, ale na tym się kończy... Nie przewróci się na bok. Słabo porusza nóżką, rączką, nie podniesie nią zabawki...Synek potrzebuje długiej rehabilitacji, która jak wiadomo jest bardzo kosztowna. Niezwykle istotną rolę gra czas, im wcześniej ją rozpocznie, tym będzie miał większe szanse na zwalczenie paraliżu. Sam ćwiczę z nim 5-6 godzin dziennie, stabilizuję sylwetkę, stymuluję ruchowo. Walczę o jego sprawność. Myślę, że by dogonić rówieśników, będzie potrzebował jeszcze minimum 2 lat intensywnych ćwiczeń.Chciałbym, aby mój synek wrócił do sprawności. Wiem, że przede mną ogrom pracy, poświęcam mu mój cały czas. Twoja pomoc pozwoli nam pojechać na turnusy rehabilitacyjne, które są dla niego największą szansą na rozwój.Dziękuję za każdą podarowaną złotówkę, która jest dla synka nadzieją na lepsze jutro.Marcin, tata Dawida*Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.21 040,02 zł(45,18%)Brakuje:25 527,98 złAdam Witkowski, 42 lataPonad ćwierć wieku na wózku. Nie poddaję się!W 1996 roku doznałem poważnego urazu rdzenia kręgowego po skoku do wody. Miałem wtedy 15 lat i głowę pełną marzeń.Tamtego dnia wykonałem ten ostatni, ten już niepotrzebny i jak się okazało, bardzo brzemienny w skutkach skok do wody. Ta decyzja na zawsze odmieniła moje życie. Od przeszło ćwierć wieku poruszam się na wózku inwalidzkim i potrzebuję stałej opieki. Uraz, którego doznałem w odcinku szyjnym, spowodował paraliż czterokończynowy. Mówiono, że od wczesnego dzieciństwa przejawiałem wiele talentów, szczególnie talent muzyczny. Moim marzeniem była zawodowa gra na gitarze. Większość wolnego czasu poświęcałem na ćwiczenie. Zaczynałem również komponować własne utwory, pisałem teksty. Wypadek raz na zawsze przekreślił moje plany – to było dla mnie i dla całej mojej rodziny ogromnym bólem.Z czasem nauczyłem się żyć z niepełnosprawnością. Nie zmieniła ona mojego sposobu bycia. Zawsze byłem i wciąż jestem uśmiechniętym i optymistycznie nastawionym do życia człowiekiem. Już poruszając się na wózku skończyłem szkołę średnią z wyróżnieniem i dostałem się na Politechnikę Warszawską na wydział Mechatroniki, który też ukończyłem z bardzo dobrymi wynikami. Było to okupione ogromnym poświęceniem ze strony moich rodziców i młodszej o 11 lat siostry. Rodzice ciężko pracowali i rezygnowali z wielu pragnień, aby zapewnić nam ciepły dom, wykształcenie i przede wszystkim dużo miłości. To oni nauczyli nas kochać i dbać o siebie. Nauczyli nas też miłości do zwierząt, zwłaszcza tych potrzebujących opieki człowieka, których nasz wspólny dom zawsze był pełen.Moim największym marzeniem jest to, aby kiedyś jeszcze móc skorzystać z życia i cieszyć się nim tak jak mogą to robić pełnosprawni ludzie. Jestem zdeterminowany i wierzę w to, że dzięki medycynie i rehabilitacji uda mi się odzyskać przynajmniej częściowo utraconą 25 lat temu sprawność ruchową. Najbardziej bym chciał, aby doczekali tego dnia moi rodzice, abyśmy mogli wspólnie się z tego radować.Na wózku inwalidzkim można żyć, ale żeby nie była to tylko wegetacja, potrzebna jest ciągła rehabilitacja i okresowe wymiany sprzętu rehabilitacyjnego i ortopedycznego, którego ceny są horrendalne.Adam21 493,10 zł(44,4%)Brakuje:26 911,90 złMartyna Kachniarz, 8 latMartynka miała mniej szczęścia niż siostra bliźniaczka… Pomóżmy wyrównać szanse❗️Ciąża bliźniacza jest zawsze objęta większą kontrolą. U mnie przebiegała według planu, ale do czasu! Przecież 27 tydzień ciąży bliźniaczej to zdecydowanie za wcześnie, by móc uchronić dziecko przed konsekwencjami wcześniactwa. Niestety, jedna z naszych córeczek nie miała wiele szczęścia i przyszła na świat, by od razu musieć walczyć…Martynka urodziła się jako pierwszy bliźniak. Wskutek powikłań okołoporodowych doszło do wylewu stąd też wodogłowie. Lekarze nie dawali jej szans, do tego stopnia, że zapytano nas, czy mają podjąć próbę ratowania…Dla nas wszystko działo się niesamowicie szybko, wszystko było pod znakiem cierpienia i smutku. Jednak dla nas to oczywiste, że chcieliśmy za wszelką cenę ratować dziecko i dzięki temu nasza Martynka jest na świecie!Dziś córeczka ma już 8 lat! Przedwczesny poród sprawił wiele szkód i skazał nas na zawsze na wyrok choroby. Dziecięce porażenie mózgowe i niedowład czterokończynowy zostanie z nią do końca życia.Wzmożone napięcie mięśniowe również nie odpuszcza. Martyna żyje dzięki drenażowi komorowo-przedsionkowemu, który ze względu na zapchanie zastawek miała kilkakrotnie wymieniany. Martynka nie siedzi i nie chodzi samodzielnie. Nie ma u niej również mowy czynnej, natomiast rozumie proste komunikaty co pokazuje poprzez gest wskazujący i mimikę.Rozwój córeczki jest mocno opóźniony, dlatego tak ważne jest wsparcie w postaci rehabilitacji, turnusów rehabilitacyjnych oraz sprzętów, które ułatwiają nam i tak trudną codzienność.Niedawno okazało się, że konieczna jest operacja bioderka. Zabieg jest refundowany, ale niezbędna rehabilitacja już niestety nie… Stoimy przed ścianą. Nie widzimy wyjścia…Martynka dla nas i swoich sióstr — bliźniaczki Oliwki i młodszej Emilki jest najpiękniejszą i najcudowniejszą dziewczynką. Nie wyobrażamy sobie bez niej życia… Gdyby tylko nasza miłość mogła ją uzdrowić.Odważyliśmy się zgłosić do fundacji, bo naprawdę już dzisiaj zaczynamy wybierać najważniejsze i konieczne wydatki, na które starcza nam jeszcze pieniędzy. Wszelkie źródła dofinansowań już wyczerpaliśmy, w niektóre niestety się nie wpisaliśmy. Wiele osób nam pomogło, ale nasze życie ciągnie się dalej… Potrzeby Martynki niestety się nie kończą, a mnożą z wiekiem…Błagamy o pomoc, bo nie chcemy pozbawiać jej leczenia… Nie chcemy skazywać Marti na ból, na cierpienie, na pogłębianie jej niesprawności.Rodzice19 876,39 zł(44,21%)Brakuje:25 081,61 złOliwier Jakubowski, 6 latChłopiec, którego omal nie zniszczyła bakteria...Nasz syn urodził się 23 Grudnia 2016 roku w 30. tygodniu ciąży. Był to dla nas najpiękniejszy prezent gwiazdkowy. Choć przyszedł na świat przedwcześnie, jego stan zdrowia mimo obaw był dobry. Jako wcześniak musiał przez jakiś czas pozostać w szpitalu. 13 stycznia mając go na rękach, zauważyłam, że coś jest nie tak, jego oddech był płytki i przyspieszony. Zawołałam lekarza, który stwierdził, że jest wszytko w porządku, że takim maluszkom tak się zdarza.Niestety nasze szczęście nie trwało długo. 15 stycznia o 7 rano obudził nas telefon słowa, które usłyszeliśmy w słuchawce rozdarły nasze serca - "Stan syna jest krytyczny, proszę natychmiast przyjechać". W 23. dobie życia los dramatycznie się odmienił. Nigdy nie zapomnę jego widoku malutkiego, nieprzytomnego, z drgawkami. Niedługo po tym okazało się, że Oliwier zaraził się (został zarażony) bakterią szpitalną Citobscter Koseri, która spowodowała ogromne spustoszenie w organizmie, zapalenie mózgu, zapalenie opon mózgowych, wodogłowie a co za tym idzie głęboka niepełnosprawność.Byliśmy przerażeni, wtedy zaczęła się dramatyczna walka o jego życie. Po kilku dniach Oliwier został przewieziony do Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie zaczęto heroiczną walkę, zmodyfikowano leki, wprowadzono go w śpiączkę farmakologiczną. Po ponad dwóch miesiącach lekarze rozłożyli ręce, poddali się, jedyne co usłyszeliśmy to, żebyśmy się przygotowali na najgorsze, bo w niedługim czasie nasz syn odejdzie. Zarówno mój jak i męża świat legł w gruzach, wszystkie plany, marzenia się rozmyły. Postanowiliśmy zabrać go do domu, by ostatnie chwile spędził z nami. Była to najlepsza decyzja w życiu, chodź przeplatana strachem i rozpaczą.Nasz dzielny wojownik ma prawie 4 lata. Przeszedł 6 operacji wymiany zastawki komorowo - otrzewnej, dzięki której żyje, 2 operacje na przepuklinę, operację wycięcia guza w szczęce (łagodna zmiana), operację na biodro, w niedługim czasie czeka go kolejna operacja na drugie biodro. Następstwem choroby, którą spowodowała bakteria, jest uszkodzony wzrok, uszkodzony słuch, nie mówi, nie potrafi się samodzielnie poruszać, ma padaczkę lekooporną.Oliwierek wymaga bardzo długotrwałej kompleksowej rehabilitacji, systematycznych turnusów rehabilitacyjnych, zabiegów mikropolaryzacji mózgu. Każdego dnia budzimy się z nadzieją, że to dziś zobaczymy nowy gest, uśmiech, jakikolwiek postęp i magiczne słowo mamo, tato. Każdego dnia kochamy mocniej, walczymy, wierzymy - że to wszytko okaże się złym snem. Prosimy z całego serca, pomóż nam w walce o lepsze juto Oliwierka, bo bez Ciebie nie damy rady!Rodzice69 592,08 zł(44,2%)Brakuje:87 833,92 złPilne!Elżbieta Woźniak, 50 latEla kontra złośliwy nowotwór! Pomóż wygrać walkę o życie!Jestem wyjątkową wyjątkowością, której nikt by nie chciał… Jestem chora na raka gruczołowego grasicy. Pierwotne nowotwory grasicy są rozpoznawane rzadko – stanowią zaledwie 0,2–1,5% wszystkich nowotworów. Trafiło akurat na mnie... Ale ja go nie chcę, nie chcę tego nowotworu, który tak trudno wyleczyć, który zabiera życie… Potrzebuję pomocy, by wykorzystać ostatnią nadzieję i spróbować pokonać tego potwora…Guz jest na moje nieszczęście w takim miejscu, że nie można go usunąć chirurgicznie. Walczę więc inaczej.Niestety wiele możliwości mi nie zostało… Wykorzystałam już wszystkie dostępne dla mnie chemioterapie i radioterapie. Pozostaje ta jedyna opcja – immunoterapia. Lekarze sugerują, że to jest ostatnia szansa prognozująca poprawę stanu zdrowia.Niestety, przez wzgląd na moją diagnozę, dalsze leczenie nie podlega refundacji. Moja nadzieja na życie została wyceniona na kolosalną kwotę. Potrzebna zbiórka, dlatego tu jestem…Chcę żyć, chcę wrócić do pracy w bibliotece, do mojej rodziny i moich przyjaciół, codziennych obowiązków… Zwykłego, prostego, a tak szczęśliwego życia, którego się nie docenia.Na razie jednak musi mi wystarczyć książka. Codziennością jest łóżko, dobrze, że teraz w domu, bo często jest to łóżko szpitalne…Wierzę, że wyzdrowieję, dlatego walczę i bardzo proszę o wsparcie, bym mogła pokonać nowotwór i być z bliskimi.Dziękuje, że walczycie razem ze mną, wierzę, że z Waszą pomocą dam radę uzbierać pieniądze na leczenie...Ela70 277,38 zł(44,04%)Brakuje:89 297,62 zł